Marek Błaszkowski Marek Błaszkowski
355
BLOG

Nasze głowy pełne smieci

Marek Błaszkowski Marek Błaszkowski Gospodarka Obserwuj notkę 3

 Wracałem, jak co tydzień,  z Łodzi do Warszawy. Pociąg ruszył tuż po 17.00 ze stacji Łódź-Kaliska. Byłem w przedziale pierwszej klasy sam. Usiadłem wygodnie i otworzyłem „Muttavali” – czyli „sznur pereł”, zbiór logiów Buddy utrwalonych w kanonie palijskim.

Przede mną była miła perspektywa spędzenia weekendu w domu z rodziną, za mną -   tydzień ciężkiej, a przy tym związanej z niebagatelnym ryzykiem, pracy, ja sam zaś udałem się do Indii sprzed dwóch i pół tysiąca lat, aby posłuchać subtelnego, scholastycznego wręcz, nauczania Buddy.

Tak było do stacji Łódź-Widzew, kiedy to dosiadło się do mnie dwóch panów w garniturach. Jeden usiadł naprzeciwko. Wyglądał na lekko pobudzonego. Zaczął rozkładać sprzęt i już wiedziałem, że za chwilę przeniosę się ze starożytnych Indii do całkiem współczesnego korporacyjnego biura. Nie pomyliłem się. Jednocześnie jadł, pracował na notebooku i rozmawiał przez telefon. Rozmawiał głośno, pośpiesznie, wpatrzony we mnie, choć duchem nieobecny. Łączył się z kolejnymi osobami i z nim się łączono. Temat był jeden.

- Czy ktoś wie, czy szyby w biurze mają być pojedyncze, czy podwójne? I co z okablowaniem? Co z okablowaniem?!?

Nikt nie wiedział. Tam, po drugiej stronie, różne osoby łączyły się ze sobą, ale nikt nie wiedział, co z okablowaniem. Odłożyłem Muttavali i dałem się wciągnąć w wir wydarzeń. Najwyraźniej ktoś czegoś nie dopilnował i teraz dwie armie ludzi, po stronie wykonawcy i inwestora, podejmowały najwyższe starania, aby oszukać się wzajemnie na parę tysięcy euro.

 Temperatura „w temacie” okablowania systematycznie rosła, gdy  tymczasem po komórkę sięgnął drugi z panów. Ten mówił spokojnie, powoli. Chodziło o to, że nie rozumiał o jakim marketingu rozmawiamy, skoro Austriacy przyhamowali środki na akcję kredytową? Poza tym był na Florydzie, na światowym spotkaniu menadżerów i wie, że jest nowe rozdanie.

- Teraz my będziemy rozdawać karty, rozumiesz? Wykończymy wszystkich. Ale fajnie.

Panowie najwyraźniej nie przeszkadzali sobie wzajemnie. Mną żaden z nich się nie interesował. Po godzinie zacząłem się nudzić, gdyż panowie wciąż nawracali do tych samych tematów i nic nie chciało się wyjaśnić. Wziąłem więc Muttavali i poszedłem szukać innego przedziału. Przechodziłem obok nich, kiedy wysiadałem na Warszawie Zachodniej. Nic się nie zmieniło. Pierwszy wciąż szarpał się z okablowaniem, a drugi rozdawał karty.

Przegapić niebiańską chwałę

Tak wyglądamy z boku.Komicznie. Uwięzieni we własnym „ja”. Niezdolni nie tylko zainteresować się drugim człowiekiem, ale nawet dostrzec tego, komu wykrzykujemy nasze korporacyjne troski prosto w twarz.

Troski banalne. Obaj panowie emocjonowali się tak bardzo swoimi sprawami, tylko dlatego, że były to ich sprawy. Patrząc z boku sprawy wyglądały we właściwych proporcjach. Nie tylko jako banalne, ale wręcz zupełnie nieważne. Jakie to ma znaczenie, który z oddziałów korporacji bankowej chwilowo „rozdaje karty”, albo która korporacja zyska parę euro na wykonaniu biur? Żadnego. To nie ma żadnego znaczenia z każdej perspektywy. Poza perspektywą człowieka uwięzionego w pułapce własnej kariery.

Troski egoistyczne. Obu panom chodziło w końcu tylko o to, aby kogoś „załatwić” lub komuś się „nie dać”. Drugi człowiek występował jako przedmiot, narzędzie, konkurent. Albo nikt. Człowiek-powietrze. Jak na przykład współpasażer, który pozostawał bez związku z ich karierą, a więc nie istniał. A skoro nie istniał, to pewnie nie przeszkadzał mu korporacyjny rejwach na dwa głosy.

Troski jałowe. Zabiegając wokół korporacyjnych interesów nie da się nic zyskać. Nic trwałego. Każda kariera się kończy, a pieniędzy, nawet jeśli nie pochłonie ich inflacja lub inny kataklizm, nigdzie stąd nie zabierzemy. To, co nas bezpośrednio dotyczy, to nie jest nasza kariera.

Troski ogłupiające. Nasza uwaga jest ściśle limitowana. Jeśli poświęcamy uwagę jednym sprawom, to automatycznie nie starcza jej dla spraw innych. Poświęcamy dla spraw nieważnych, nie starcza dla ważnych. Kiedy podążamy za karierą na pewno przegapimy niebiańską chwałę. Gdyby ludzie potrafili chociaż „przełączać” wieczorem uwagę ze spraw zawodowych na sprawy ważne, bardziej ich dotyczące. Ale nie potrafią. Rezonują swoim „okablowaniem” albo „rozdawaniem kart” dzień i noc.

Efektywność

Tam, gdzie dotąd funkcjonowało sto rodzinnych firm, ma pozostać jedna korporacja z zabieganymi niemiłosiernie urzędnikami. Tam, gdzie pracowało  tysiąc ludzi, ma pozostać dziesięciu.

Korporacje szlifują procedury, wyciskają bezlitośnie swoje „zasoby ludzkie”, molestują nas reklamą.  Chodzi o to, aby wszelkie posiadane zasoby wykorzystać jak najbardziej efektywnie. Wyścig wygra ten, kto będzie funkcjonował o kilka euro efektywniej od konkurenta.

W arkuszu kalkulacyjnym nie ma miejsca na takie pozycje jak: „bliźni”, „miłość”, „lojalność”, „wolność”. Funkcjonariusze korporacyjni zmuszeni są myśleć w kategorii rywalizacji, eliminowania konkurentów, wyciskania podwładnych. Zatruwa ich stres, negatywne myśli. Zanim złożą cały świat na ołtarzu efektywności, sami stają się jej pierwszymi ofiarami.

Chciałem coś powiedzieć tym panom w garniturach. Coś, co by ich podniosło na duchu,  pomogło się uwolnić. Ale co? Nic nie przyszło mi do głowy. Wysiadłem z pociągu, a oni pojechali dalej. Jeden beznadziejnie szarpał się z okablowaniem, a drugi, bardzo z siebie zadowolony, rozdawał karty.

https://twitter.com/Blaszkowski_

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka