Marek Błaszkowski Marek Błaszkowski
619
BLOG

O fundamentach "moralności ateistycznej"

Marek Błaszkowski Marek Błaszkowski Kultura Obserwuj notkę 125

Stwierdzenie, że wszyscy ateiści są zwolennikami aborcji i eutanazji byłoby nieprawdziwe, bo zbyt ogóle. Faktem jest jednak, że w sporze jaki ateiści prowadzą z chrześcijanami o kształt norm moralnych, aborcja i eutanazja zajmują miejsce centralne. Uwidoczniło się to podczas toczonej ostatnio debaty na temat obecności krzyża w przestrzeni publicznej. Zwolennicy aborcji i eutanazji żądali usunięcia krzyży.

Oczywiście wśród przeciwników krzyża znaleźli się także i ci, którzy fałszywie rozumieją zasadę bezstronności światopoglądowej państwa. Fałszywie, gdyż państwo bezstronne światopoglądowo to takie, które w rozsądny sposób toleruje w przestrzeni publicznej symbole różnych religii i nie zachowuje się stronniczo. Państwo, które usuwa każdy symbol, nie jest bezstronne. Bierze stronę ateizmu. I to ateizmu wojującego, który czuje się urażony kontaktem ze wszystkim, co ma religijną treść.
 
Wróćmy jednak do aborcji. Aborcjoniści, jak jeden mąż (w tym Joanna Senyszyn), odliczyli się w szeregach wrogów krzyża. Ich rozumowanie dobrze oddaje wpis jednego z blogerów salonu24, który brzmiał mniej więcej tak: „Podstarzały klecha zakazuje z ambony młodym ludziom radości macierzyństwa in vitro, zakazuje wolności aborcji i eutanazji. Krzyż jest symbolem zniewolenia”.
 
Wygląda więc na to, że dla ateistów widok krzyża stanowi dyskomfort nie tyle dlatego, że jest to symbol religijny, lecz dlatego, że jest to symbol norm moralnych, które odbierają jako opresyjne i zniewalające. W opozycji do krzyża stoją aborcja i eutanazja, które symbolizują wolność.
 
Nikt nie chce być świadomie człowiekiem złym. Każdy dąży do dobra, tak jak je rozumie. Poniżej spróbuję wskazać, jak to się stało, że w „ateistycznej moralności” aborcja i eutanazja są dobrem, zaś sprzeciw wobec zabijania dzieci nienarodzonych i staruszków jest traktowany jako zło i „niewola”.
 
Ateiści odrzucają imperatyw kategoryczny Kanta
 
Imperatyw kategoryczny składa się z dwóch części:
 
1)    Postępuj zawsze tak, aby maksyma twej woli mogła stać się zasadą prawodawstwa powszechnego.
2)    Postępuj zawsze tak, byś swego własnego człowieczeństwa, jak i człowieczeństwa każdego innego, używał jako celu, nigdy wyłącznie jako środka.
 
Odłóżmy na bok samą treść imperatywu i zapytajmy, jakie jest jego źródło? Otóż, zdaniem Kanta, imperatyw kategoryczny ma swoje źródło w tym co nie-empiryczne (czyli mówiąc prościej – duchowe) i determinuje naszą wolę niezależnie od fizycznych skłonności, od zmysłowej przyjemności bądź przykrości. Żadna nadzieja osiągnięcia „świetlanych celów” nie usprawiedliwia sięgnięcia po niemoralne środki. Czyn jest dobry albo zły sam z siebie, niezależnie od skutków jakie wywołuje w zewnętrznym świecie.
 
Od razu ujawnia się przyczyna, dla której ateiści zmuszeni są imperatyw kategoryczny odrzucić. Nie wierzą oni w istnienie tego co nie-empiryczne. Ich zdaniem to metafizyczne bajki. Opium dla ludu. Wszystko, łącznie z zachowaniem człowieka, da się wyjaśnić przyczynami empirycznymi. Dążymy do przyjemności i unikamy cierpienia. Jesteśmy zdeterminowani genetycznie tak, aby nasze postępowanie sprzyjało zachowaniu gatunku. Nic więcej.
 
Absurdem jest, że się rodzimy, absurdem, że umieramy
 
Skoro odrzucamy imperatyw kategoryczny, to czy istnieje jakiś inny powód, aby człowieka, każdego człowieka, traktować zawsze i bez wyjątku jako cel?
 
Chrześcijanie i ateiści udzielają diametralnie różnych odpowiedzi na pytanie o istotę człowieczeństwa. Według chrześcijan człowiek został stworzony przez Boga na Boży obraz i podobieństwo. Bóg, w Osobie Chrystusa, przybrał ludzką postać i, dzięki Niemu, człowiek posiada „żywot wieczny”.
 
Sens ludzkiego życia nie jest przeniesiony w jakieś mityczne „zaświaty” (do czego sprowadza się krytyka, jakiej poddał chrześcijaństwo Fryderyk Nietzsche). Święte jest nasze życie tu i teraz. Każde życie. Jezus uczy, że jeśli chcemy okazać miłość Bogu (którego nie widzimy), to powinniśmy skierować tę miłość w stronę bliźniego (którego widzimy). Nakarmienie głodnego, napojenie spragnionego, odwiedzenie więźnia są to czyny miłości, spełniane zarazem wobec Boga jak i człowieka.
 
W nauczaniu Jezusa nie ma miejsca na mniej lub bardziej wartościowych ludzi. Pochyla się On z miłością nad celnikiem-łapówkarzem, prostytutką i pijakiem. Ci, którzy pracowali jedną godzinę, warci są dokładnie tyle samo ile ci, którzy przepracowali dwanaście godzin. Każdy człowiek wart jest wszystkiego. Wart jest śmierci Boga na Krzyżu. Nic nie jest warte więcej od człowieka.
 
Krzyż to symbol absolutnej wartości człowieczeństwa.
 
Ateista oczywiście postrzega swoje człowieczeństwo zupełnie inaczej. Jest formą białka, która wyewoluowała przypadkiem. Życie nie jest wartością absolutną. Nie ma absolutnego sensu, gdyż zmierza ku śmierci. Posiada wartość względną. Inną wartość ma życie zdrowego, inną chorego, inną bogacza, inną biedaka, inną dziecka chcianego, a zupełnie inną „płodu” będącego wynikiem „wpadki”. Życie ma wartość, która zależy od zdrowia, pieniędzy, relacji z innymi ludźmi.
 
Jak tę wartość wymierzyć?
 
Utylitaryzm
 
Jeśli człowieczeństwo samo w sobie nie jest wartością absolutną, to co należy ustawić w centrum systemu moralnego? Co powinno być wzorcem, do którego odniesiemy nasze czyny, aby ustalić, czy są dobre czy złe? Zdaniem utylitaryzmu, ideologii dominującej w tzw. „świecie zachodnim”, wartością absolutną jest przyjemność.
 
Utylitaryzm sięga czasów Epikura, jednak dopiero obecnie zatriumfował. Trzeba mu przyznać, że łatwo się go stosuje. Nie wymaga wiary w Boga. Nie przeszkadza mu, że człowiek jest ewolucyjnym przypadkiem. Stosowania go nie utrudnia wartość tak niewymierna jak „człowieczeństwo”. „Człowieczeństwo” znika z horyzontu utylitaryzmu. Człowiek pojawia się tylko jako nosiciel przyjemności bądź przykrości, a te wartości łatwo wymierzyć i porównać.
 
Utylitaryzm operuje przyjemnością (bądź jej odwrotnością – cierpieniem) w wymiarze globalnym. Oto przykłady stosowania etyki utylitarystycznej:
 
-       kobieta zaszła w ciążę, ale dziecka nie planowała. Macierzyństwo będzie stanowiło dla niej kłopot (przykrość), dziecko w jej łonie jeszcze niewiele czuje (malutka przyjemność lub żadna). Wniosek – zabijmy dziecko, przez co zmniejszy się globalna suma przykrości, a suma przyjemności spadnie niewiele bądź wcale.
-       Staruszek ma raka (przykrość). Brak szans na to, aby go wyleczyć (nie pojawi się przyjemność). Wniosek – zabijmy staruszka, przez co zmniejszy się globalna suma przykrości.
-       Dzieci w Afryce umierają z głodu (duża przykrość), Amerykanie obżerają się tak, że ważą po 200 kilo (duża przyjemność). Wniosek – wyślijmy do Afryki prezerwatywy, przez co urodzi się tam mniej dzieci, a więc i globalna suma przykrości nie będzie wzrastać.
 
Wszelkie „zniuansowane” utylitarystyczne debaty ostatecznie sprowadzają się do takiego, prostego jak cep, rachunku, którego wynikiem jest podjęcie decyzji – życie, czy śmierć?.
 
Krzyż jest (dla ateisty) symbolem zniewolenia, gdyż wskazuje na absolutną wartość człowieczeństwa, które domaga się dla siebie praw niezależnie od globalnego rachunku przyjemność-przykrość.
 
W utylitarystycznej etyce łatwo dostrzec niekonsekwencje. Jeśli w wyniku badań prenatalnych okaże się, że dziecko będzie niepełnosprawne, to ciążę powinno się usunąć (o ile nie stoi temu na przeszkodzie przyjemność matki wynikająca z opieki nad dzieckiem). W Holandii także praktykuje się zabijanie dzieci niepełnosprawnych tuż po narodzeniu. Jednak dojrzali niepełnosprawni cieszą się szacunkiem. Dlaczego? Zdaniem ateisty ciążę można usunąć, jeśli spowoduje ona przykrość w postaci opóźnienia kariery matki, albo jeśli brak jest w rodzinie pieniędzy na wychowanie dziecka. Gdy jednak, mimo wszystko, dziecko zdoła się urodzić (nawet w biedzie), to nie wolno go krzywdzić. Jak silnie ta norma działa, świadczy choćby powszechnie negatywny stosunek do pedofilii.
 
Ta niekonsekwencja wygląda z pozoru na absurd, dopóki nie dostrzeżmy ostatniej cegiełki, która składa się na fundament „moralności ateistycznej”.
 
Myślę, więc jestem
 
Przykrość i przyjemność odczuwają tylko „samoświadomi”. W utylitarystycznym rachunku nie bierze się pod uwagę człowieczeństwa nienarodzonych dzieci, sklerotycznych staruszków, nieprzytomnych. Istoty te są traktowane wyłącznie jako dostarczyciele przyjemności (chcę mieć dziecko), bądź przykrości (nie chcę mieć dziecka).
 
Zgodnie z ateistyczną etyką można zabić dziecko, jeśli przewidujemy, że jego życie będzie „nędzne” ze względu na niepełnosprawność lub biedę. Dziecko narodzone zyskuje prawo do życia wraz ze „samoświadomością”.
 
„Samoświadomość” jest jednak kryterium względnym. Niektórzy ateistyczni etycy uważają za istoty nieświadome (a więc nie-ludzkie) dzieci do roku.
 
Czy możliwy jest kompromis?
 
Z przedstawionych powyżej założeń „moralności ateistycznej” oraz ataku, jaki przeprowadzili ostatnio ateiści na krzyż jako symbol człowieczeństwa, płyną pesymistyczne wnioski.
 
Pytanie o kompromis chciałbym jednak pozostawić w zawieszeniu. A może jest możliwy?
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

https://twitter.com/Blaszkowski_

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura